Nici z obniżki

Prawie każdy kierowca miał kiedyś większą lub mniejszą stłuczkę. Na szczęście obecnie wiele wypadków kończy się jedynie uszkodzeniem pojazdu, nie powodując poważniejszych urazów dla kierowcy i pasażerów. Wszyscy wiemy, że najcenniejsze jest zdrowie, jednak druga w kolejności pozostaje zwykle kieszeń. Tymczasem patrząc z tej perspektywy, nawet najdrobniejsze stłuczki mogą okazać się bardzo kosztowne.
Blacharstwo i lakiernictwo zawsze było w cenie. Nie ma w tym nic dziwnego, wszak wielu z nas traktuje swoje samochody niczym członków rodziny. A z pewnością mało kto pozwala leczyć się swoim krewnym u różnych znachorów i wróżek, wybierając pewne ręce dyplomowanego lekarza, a dla aut po stłuczce odpowiednikiem tych ostatnich są profesjonaliści z uznanych warsztatów. Dlatego też wszyscy godzimy się na naprawę i malowanie auta za godziwe pieniądze. Jednak już wkrótce może okazać się, że ceny takich remontów znacznie wzrosną. Jest to o tyle zaskakujące, że najwięksi producenci lakierów i sprzętu do lakierowania – takiego jak agregaty malarskie czy instalacje odpylające – aby uniknąć związanych z kryzysem trudności obniżyli ostatnio ceny (co z pewnością uratuje też innych fachowców, gdyż większość firm z sektora lakierniczego produkuje też inny sprzęt, na przykład szlifierki). Problem tkwi gdzie indziej, w polityce, minister skarbu chcąc rozruszać goniącą resztkami sił sprzedaż nowych samochodów i zwiększyć, tym samym, wpływy do budżetu, pragnie obłożyć wszelkie poza-serwisowe naprawy używanych samochodów dodatkową – ponad 60% – opłatą. Czy plany te rzeczywiście zostaną zrealizowane, trudno powiedzieć, ale wydaje się to być doprawdy najgorszym rozwiązaniem na tak ciężkie czasy, jakie przeżywa obecnie nasza ekonomia.